Dwa światy - Ja i Ty
Z pewnością każdy z nas mógłby przywołać z pamięci
taką sytuację, kiedy miał poczucie, że próba przekonania kogoś do
swoich racji jest rzucaniem grochu o ścianę. Niejednokrotnie
chcielibyśmy wówczas powiedzieć: "Nie tylko słuchaj, ale i usłysz to,
co chcę powiedzieć".
W naszych
związkach z najbliższymi szukamy przecież wsparcia, zrozumienia. Gdy tę
samą scenę osoby bliskie nam widzą jako fragment z innej bajki, gdy
wypowiadają słowa, których my nie potrafimy sobie wyobrazić w naszych
ustach – to mamy wrażenie, że zachowują się tak, jakby ich świat był
zupełnie inny niż ten, w którym my żyjemy. Czasem jesteśmy tym
zaniepokojeni, a czasem zadajemy sobie pytanie: „Co ja tutaj robię?”.
Brak pełnego zrozumienia nie tylko treści przekazu, ale też intencji
powoduje, że zwłaszcza w relacjach, w których występuje silna więź
emocjonalna, różnica w znaczeniach przypisywanych poszczególnym słowom
czy całym frazom wywołuje poczucie, że komunikacja między kobietami i
mężczyznami przypomina komunikację międzykulturową.
Przyjęcie takiego założenia pozwala wyjaśnić przyczyny wielu
nieporozumień, bez oskarżania kogokolwiek o to, że nie ma racji bądź
popada w stan zbliżony do choroby psychicznej. Umiejętność zrozumienia,
skąd biorą się owe różnice, stanowi niezwykle ważny krok w kierunku
zyskania poczucia, że inne nie znaczy złe, nieprawdziwe, wymierzone
przeciwko nam. Inne może oznaczać równoprawny system przeżyć,
przypisywanych znaczeń.
Deborah Tannen uważa, że choć dziewczynki i chłopcy wychowują się w tym
samym środowisku, to rosną w odmiennych światach słów. Ludzie mówią do
nich w różny sposób, spodziewając się i akceptując odmienne sposoby
mówienia dzieci. Co więcej, zabawy dziecięce zdecydowanie się różnią.
Chłopcy mają skłonność do zabaw grupowych o hierarchicznej strukturze.
Oznacza to, że wartość osoby mierzona jest pozycją zajmowaną w
strukturze grupy – im wyższa, tym wyższy status i kompetencje
przywódcze ma dany chłopiec. Chłopcy, a potem mężczyźni, szczególnie
wyczuleni są na zmiany statusu w strukturze hierarchicznej. Dziewczynki
natomiast bawią się w małych grupach lub w parach. Kluczem takiej grupy
jest zażyłość. Oznacza to, że dziewczynki, a później kobiety,
szczególnie uwrażliwione są na różne przejawy więzi. Odmienna struktura
zabaw przekłada się na różnice w komunikacji. Kobiety posługują się
językiem powiązań i zażyłości, a mężczyźni językiem statusu i
niezależności.
Odmienność aspektów funkcjonowania społecznego widoczna jest w wielu z
pozoru banalnych sytuacjach, które mogą stać się zarzewiem niegasnących
konfliktów i nieporozumień. Pewna kobieta była obrażona na partnera,
ponieważ nie współczuł jej, że ma problemy w pracy, i na dodatek nie
chciał ich bez przerwy wysłuchiwać. Na czym polegało nieporozumienie?
Mężczyzna, słysząc o problemach, podchodzi do nich jak do zadania,
które powinno zostać rozwiązane. Myśli w kategoriach kompetencji i
statusu. Jednak dawanie rad i podsuwanie rozwiązań powoduje, że relacja
staje się asymetryczna. Ten, kto udziela rad, ma jednocześnie status
posiadającego większą wiedzę, większy rozsądek i opanowanie – słowem,
zajmuje wyższą pozycję. Tego nie oczekuje mówiąca o swoich problemach
kobieta. Dla niej ważna jest przecież zażyłość. Zamiast rad oczekuje
współczucia, zrozumienia – na zasadzie: „Wiem, jak to jest, przydarzyło
mi się coś podobnego, czułem podobnie”.
Każda ze stron, przyjmując swój punkt widzenia i rozumienia zdarzeń,
może czuć się zlekceważona, upokorzona – i zamiast porozumienia mamy
falę niechęci i silnych emocji negatywnych wyrażonych lub stłumionych w
relacji z partnerem. Ponadto przypisujemy partnerowi intencję, która w
istocie jest mu obca.
Nieporozumienia między kobietami i mężczyznami związane z różnymi
sposobami mówienia o kłopotach biorą się z przykładania miary opartej
na jednym systemie do wypowiedzi powstałej w oparciu o inny system
znaczeń. Niejednokrotnie rozmowa o problemach jest kłopotliwa dla
kobiet i mężczyzn z jeszcze jednego istotnego powodu. W trakcie takich
rozmów często pojawiają się u partnerów silne emocje negatywne. I tu
znów możemy przywołać hipotezę odmiennych światów znaczeń, w których
poruszają się kobiety i mężczyźni. Mężczyźni mają tendencję do
lokowania źródeł emocji na zewnątrz. To powoduje, że dążą do
uspokojenia emocji pośrednio, przez atakowanie tego, co je wywołało.
Oczywiście owym spostrzeganym źródłem emocji staje się kobieta, która
odbiera to dwojako: jako atak na osobę oraz jako brak elementarnej
empatii. Kobieta, mając inklinacje do poszukiwania źródeł emocji w
sobie, otrzymuje od partnera dodatkowe potwierdzenie, że to ona
sprowokowała w nim określone stany emocjonalne. Może jeszcze bardziej
zatapiać się w szukaniu przyczyn w sobie, przyjmując swój punkt
rozumienia, czyli pryzmat „ja współzależnego” (definiowanie siebie
przez relacje z innymi, a nie autonomicznie). Rodzi to oczywiście
kolejne nieporozumienia.
Definiowanie siebie z poziomu „ja współzależnego” znajduje
odzwierciedlenie w języku kobiet. Dla nich język rozmowy jest głównie
językiem porozumiewania się, sposobem nawiązywania kontaktów i
tworzenia więzi. Natomiast dla mężczyzn rozmowa jest przede wszystkim
sposobem na zachowanie niezależności oraz zdobycie i utrzymanie pozycji
w hierarchicznym porządku. Mowa służy im jako środek do ściągania na
siebie uwagi i utrzymania jej. Stąd mężczyźni mówią dużo w sytuacjach
publicznych, wśród ludzi mniej sobie znanych. Istotą przekazu w takich
sytuacjach jest jednak udzielanie informacji, a nie nawiązywanie
porozumienia. Odwrotnie dzieje się w sytuacjach prywatnych, domowych.
Tutaj istotą jest porozumiewanie się, a nie informowanie. I w takim
mówieniu prywatnym dominować będą kobiety, gdyż one od dzieciństwa
opanowują sztukę szukania i budowania więzi. W tym wypadku słuchanie i
słyszenie jest wyrazem zaangażowania, okazywania zainteresowania i
troski.
Przyjrzyjmy się takiej wypowiedzi: „Czy chciałabyś mi coś powiedzieć,
zanim zacznę czytać gazetę?”. Mężczyzna oczekuje informacji ważnych z
jego punktu widzenia. Powyższe pytanie jest sygnałem mówiącym o tym, że
jako osoba niezależna ma prawo do swobody działania. Jest to więc wyraz
autonomii i statusu w hierarchii związku (nikt mi nie będzie
rozkazywał). Jednak kobieta traktuje ten akt jako brak zażyłości.
Uważa, że niechęć do dzielenia się myślami i przeżyciami jest dowodem
ignorowania, wycofania się, czy wręcz przejawem „skąpstwa ducha”.
Kiedy uzmysłowimy sobie, że dziewczynki (a potem kobiety) ćwiczone są w
werbalizacji swoich myśli i uczuć w prywatnych rozmowach z bliskimi,
zaś chłopcy (a później mężczyźni) w pomijaniu uczuć i myśli oraz w
zatrzymywaniu ich dla siebie – to stwierdzenie, że komunikacja między
mężczyznami i kobietami przypomina komunikację międzykulturową,
przestanie wydawać się absurdalne. Inaczej spojrzymy wtedy na taki oto
dowcip: kobieta ma zawsze ostatnie słowo w kłótniach małżeńskich,
ponieważ słówko, jakie mężczyzna wypowie później, staje się początkiem
nowej sprzeczki.
Źródło